Mojżesz Kisling przeszedł długą drogę do sławy – z domu żydowskiego krawca na krakowskim Kazimierzu na francuskie salony.
Do stolicy Francji trafił z Krakowa, gdzie studiował na ASP u Józefa Pankiewicza. Profesor mówił przecież krótko: „Nie ma niczego poza Paryżem”. Mojżesz Kisling wyruszył zatem do „ziemi obiecanej”.
W kawiarniach – w tym w słynnej Rotonde – poznał Pabla Picassa, Georgesa Braque’a i Amadea Modiglianiego. Ten ostatni został jego wielkim przyjacielem. Wspólnie z Modiglianim oraz Chaimem Soutinem położył podwaliny pod słynną Ecole de Paris.
Dużo pracował, ale nie kosztem życia towarzyskiego, więc wkrótce okrzyknięto go księciem Montparnasse’u. Atmosferę wyśmienitej zabawy zepsuł jednak wybuch I wojny światowej. Kisling wstąpił do Legii Cudzoziemskiej.
W latach 20. XX wieku kawiarniane życie na Montparnassie znów kwitło. Kisling, jak przystało na księcia, bywał wszędzie. Dzielił teraz pracownię z Modiglianim – wspólnie malowali portrety i akty. Prace te były swego rodzaju poligonem doświadczalnym dla eksperymentu z formą.
Gdy wybuchła II wojna światowa, Kisling dostał powołanie do armii. Po zawieszeniu broni wyjechał do La Ciotat, gdzie mieszkał jego dawny nauczyciel, Pankiewicz. Ten wkrótce zmarł, a Mojżesz zaopiekował się wdową po nim.
Oskarżony o postawę antyfaszystowską malarz musiał jednak uciekać z Francji. Trafił do Lizbony, potem do Stanów Zjednoczonych, jednak nie czuł się tam dobrze. Po wojnie wrócił jeszcze do Francji i ciągle malował. Zmarł w wieku 62 lat w 1951 roku.
Zdjęcie: „Portret Jeana Cocteau”, 1916 r., Musee Petit Palaise, Genewa.
Stanisław Gieżyński
Muzyka duszy
Każdy, kto pierwszy raz staje przed obrazami Joanny Chrobak, rozgląda się zdumiony, czy aby na pewno trafił do współczesnej galerii, czy raczej do muzeum sztuki dawnej. Joanna kiedyś chciała być konserwatorem. Plany zmieniła i wybrała malarstwo, ale fascynacja sztuką dawnych mistrzów pozostała. Uwielbia malarzy północnego renesansu: Baldunga Griena i Cranachów.
Na jej obrazach rozgrywają się sceny z mitów i opowieści biblijnych, a czasem historie zupełnie zmyślone. Pełno tu półnagich piękności, jednorożców, egzotycznych ptaków i ryb, kuszących owoców granatu i rajskich jabłek. Wszystko przypomina groźną bajkę, bo piękno i brzydota mieszają się ze sobą w niepokojący sposób.
Obrazy są pełne symboli. Tu wszystko coś oznacza. – Fascynuje mnie historia ikonografii. Sięgam po dawne teksty, po słowniki symboli. Ale nie lubię tłumaczyć moich obrazów. Każdy, patrząc na obraz, stwarza go na nowo – tłumaczy Joasia.
Kiedy wymyśla obraz, w pracowni panuje idealna cisza. Artystka nie robi szkiców, po prostu układa sobie historię, którą potem przenosi na płótno. – Muszę się wtedy mocno skoncentrować, żeby móc później zanucić tę melodię, którą słyszę w głowie – dodaje.
Zdjęcie: „Korowód VI”, 2006 r., archiwum artystki.
Małgorzata Czyńska
Chłopięce zabawy
Galassia, Orione, Vesta to nie gwiazdy, ale nazwy mebli Massima Caggiana. Nie sposób ich pomylić z innymi, bo mają kosmiczne kształty, soczyste kolory, geometryczne formy i wszędobylskie... kule.
Meble Massima Caggiana po raz pierwszy zobaczyłam na targach w Weronie. Zwróciłam uwagę na barwne, duże kule: w komodach zamiast nóg, w podstawach lamp, w ściankach regałów, w zagłówkach łóżek. Uśmiechnęłam się i pomyślałam: nareszcie coś nienapuszonego, zabawnego.
A potem zobaczyłam projektanta. Siedział za biurkiem, ubrany w nieskazitelnie skrojony garnitur. Do głowy by mi nie przyszło, że to autor owych mebli. Przypominał właściciela galerii, znawcę sztuki. I wcale się nie pomyliłam. Massimo Caggiano założył w Rzymie stowarzyszenie Il Polittico, które promuje młodych artystów, organizuje wernisaże i wystawy. Projektant kolekcjonuje malarstwo i robi ramy do obrazów: dla włoskiego Senatu, hoteli Starwood i sklepów marki Bulgari.
Od 1994 roku zaczął projektować meble. Pierwsza była komoda Le Lune – ze złotymi kulami. Potem Meteore, Galassia w złoto-czarne pasy i Orione – konsola zbudowana z dwóch stożków opartych – a jakżeby inaczej – na kulach. Wszystkie z litego drewna czereśniowego, pozłacane, malowane, wszystkie nazwane imionami planet i gwiazd. – Fascynuje mnie kosmos, a w nim planety jak kule, rytmika i dyscyplina wszechświata – tłumaczy Caggiano. – Okrąg to figura bliska boskiej doskonałości, synonim wieczności, nieskończoności – dodaje.
Projektowanie to dla niego zabawa, dlatego meble są trochę ludyczne, jak w karnawale, trochę na opak.
Zdjęcie: Trono i Merli. Massimo Caggiano.
Monika A. Utnik
Oaza spokoju
Dom jest dla niej jak filmowy plan. Ciągle coś przemalowuje, przestawia meble, czasem ściany. Kto tu mieszka? Scenografka.
Jak na wyborną scenografkę przystało, Olga ma oko do przedmiotów, które w jej domu często decydują o architekturze wnętrza.
To zupełnie normalne, że ściana powstaje pod wymiar lustra, a marmur musi czekać latami w piwnicach wynajmowanych mieszkań, żeby trafić na właściwie miejsce. Kiedy Olga była na studiach, razem z mężem kupili piękny kamień, który sprzedawca oferował jako deskę do krojenia, i – jak żartuje gospodyni – był tańszy od drewna. Dopiero po kilkunastu latach okazało się, że będzie idealnie pasował do łazienki.
Olga zestawia takie przedmioty, które zwykły zjadacz chleba mógłby uznać za wybitnie niepasujące do siebie. W salonie ogromna lampa z IKEA wisi nad niskim hinduskim stołem, a współczesny zegar nad starym rodzinnym krzesłem. – Nie boję się takich połączeń. Podoba mi się, kiedy wnętrze ma coś ze scenografii. Czyli coś z filmu, z teatru, a nawet z bajki....
Lubi malować (bambus na ścianie łazienki to jej dzieło), choć nie zawsze starcza na to czasu. Kiedy stawia na środku salonu sztalugi, od razu dołącza ośmioletni syn.
Jego sztalugi są mniejsze, ale tworzy z równie dużym zapałem jak mama. To on pomógł Oldze pokochać to miejsce. Kiedy zauważyła, z jaką radością wraca do domu z nawet najbardziej niezwykłych, podróży – zrozumiała, że to jest ich świat.
Tu czują się bezpiecznie.
Zdjęcie: Rafał Lipski
Patryk Grycewicz
Zwiąż mnie
Dla jednych narzędzie tortur, dla innych nieodzowny element damskiego ubioru. Przez wieki gorsety formowały biust zgodnie z najnowszą modą. Dziś są frywolnym dodatkiem do ubioru.
Historia stroju pełna jest powrotów i odwrotów gorsetu. W średniowieczu wzorowano się na antycznej tradycji obwiązywania piersi płótnem, dzięki czemu tors miał kształt cylindryczny. Wkrótce jednak – jak to w modzie – wszystko wywróciło się do góry nogami i... biust został oswobodzony, a nawet nieco odsłonięty. Pionierką nowego trendu stała się Agnieszka Sorel, która propagowała wręcz odsłonięcie jednej piersi.
Usztywniane materiałowe konstrukcje na dobre zagościły w garderobach w XVI wieku. Szyto je z krochmalonego płótna, czasem ze skóry. Wzmacniano metalowymi prętami, drewnem lub fiszbiną. Po nałożeniu sznurowano przez obrębione dziurki w tkaninie. Metalowe lub kościane wzmocnienia stelażu, zwane bryklami, były bogato zdobione.
Gorsety stały się nieodzowną częścią ubioru wraz z rozpowszechnieniem się rogówki, czyli bocznych stelaży podtrzymujących suknię. Suknia z rogówką pozostała w modzie do czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Dojście do władzy ludu oznaczało uwolnienie damskiego biustu. Bielizna przestała być sztywna, popularnością cieszył się strój stylizowany na ubiory chłopów i prostych mieszczan. Całkowite – choć chwilowe – zarzucenie gorsetu nastąpiło dopiero w czasach Napoleona. To on nazwał tę damską część garderoby „mordercą ludzkiej rasy”.
Chwila wytchnienia nie trwała długo, zaś reszta XIX wieku upłynęła pod znakiem ściśniętej talii. Złośliwi uważali, że powrót gorsetu związany jest z… obecnością rosyjskich oficerów, noszących sztywne mundury o watowanych piersiach. Postęp techniczny wkroczył także w dziedzinę wiązania gorsetu. Pojawiła się korbka do ściągania sznurówek.
W ubiegłym stuleciu ściśle opinająca ciało bielizna odeszła w zapomnienie. Zmieniała się moda oraz sytuacja społeczna kobiety. W dużej mierze to ruchy związane z równouprawnieniem ostatecznie uwolniły damską talię. Dziś gorsety stały się frywolnym, eleganckim dodatkiem, który nie krępuje już ruchów. Kwestia ściśniętego biustu została ostatecznie… rozwiązana.
Zdjęcie: artystka kabaretowa w gorsecie z ok. 1900 r. Fot. Hulton Archive/Flash Press Media/Getty Images.
Zgłoszenia chęci kupna przyjmowane są od osób zalogowanych w Artinfo.pl
W przypadku braku konta prosimy o rejestrację.
Uwaga - osoby nie pamiętające nazwy użytkownika i hasla mogą otrzymać przypomnienie na adres mailowy, użyty przy pierwszej rejestracji konta.
Prosimy wybrać poniższy link „przypomnij hasło” i wypełnić tylko pole adres e-mail.
W przypadku pytań, prosimy o kontakt z naszym biurem: 22 818 94 68 (poniedziałek - piątek: 10:00 - 17:00) email: aukcje@artinfo.pl