Tylko sztuka rodzi sztukę...
W obrębie kultury zachodniej w ciągu XX w. narastał złowrogi lęk  przed apokaliptycznym końcem świata - powszechnym i ostatecznym.  Pesymizm ten ostatnio znalazł swoje ujście w przełożonych na język  popkultury proroctwach Majów. Masowa histeria wizji powszechnej zagłady w  2012 na stałe wryła się w świadomość społeczeństw Zachodu, towarzysząc  wysokobudżetowym produkcjom holywoodzkim i podprogowym przekazom  medialnym. Również sztuka wysoka naznaczona została piętnem pesymizmu.  Trudno oprzeć się wrażeniu, że w ciągu ostatnich lat nastąpiło  unicestwianie artystycznego Uniwersum. To już nie tyle destrukcja, co  całkowity regres do Chaosu. Choć regres ten nie oznacza nihilizmu i  śmierci sztuki. Poszukiwania nowego, czegoś czego jeszcze nie udało się  wyrazić - trwają. Poprzez akt twórczy artyści zwykli antycypować to co  dopiero nastąpi w innych sferach życia w perspektywie bardziej odległej.
U Tomasza Milanowskiego destrukcja Uniwersum to coraz większe  uproszczenia, w wyniku których na płótnach pozostała zarazem pierwsza  jak i końcowa forma wyrazu - gest. Wystarczył zaledwie jeden ruch, jak  ręką dziecka, by oddać dwa tysiące lat tradycji mimesis.Teraz przyszedł  moment odtworzenia świata. Po absolutnym Końcu nastąpił absolutny  Początek. Milanowski świadomie sięgnął do źródeł sztuki nowoczesnej - Nenufarów Claude’a Monet. Ten obraz/cykl stanowiący koniec drogi  malarstwa realistycznego, zarazem ostatnie dzieło Moneta przekraczał  ramy dwuwymiarowości. Bez początku i końca, miał być wszystkim -   transcendencją. Obsesyjnie i pieczołowicie obserwowany fragment natury  stawał się jej całością, mikrokosmosem doprowadzającym malarza do granic  szaleństwa. Stanowił panteistyczny hymn, w którym farby i płótno to  tylko aspekt techniczny, istotą zaś była “godzina rodzenia się świata”.
U Milanowskiego formy świata widzialnego ulegają większej jeszcze  redukcji, czasami na płótnie pozostaje tylko pojedynczy lotos. Tło wody  czasem ciemne i nieprzeniknione przywołuje analogie z Nocą, pierwotnym  chaosem, z którego o wschodzie wyłania się Słońce. Ta replika kosmogonii  stanowi pierwowzór wszelkiego czynu, nie tylko dlatego, że Kosmos jest  archetypem wszelkich sytuacji twórczych i wszelkiego tworzenia, ale  również z powodu świętości w samej jego immanentnej strukturze. W  obrazach Milanowskiego panuje bezruch, to jakby wieczne “teraz”  mistyków, teraźniejszość totalna, choć pory dnia zmieniają się. Jest tu  coś jeszcze - z uproszczonej formy kwiatu wyłania się cała rozrodcza  modalność natury. Różowe, waginalne lotosy przywołują nastrój  erotycznego napięcia, nieuchwytne wrażenie  potencji, stawania się  świata. Milanowski buduje Uniwersum artystyczne sięgając do  symbolicznego początku wszechrzeczy - lotosu. Wychodzi jednak nie od  natury, a od sztuki wielkiego prekursora nowoczesności. Sięga po  pastisz, ponieważ tylko sztuka rodzi sztukę. Tam gdzie znika Monet rodzi  się Milanowski.
Wszystkie prezentowane na wystawie obrazy należą do nowego cyklu Malarstwo/Nenufary i powstały w 2012 roku. Jak powiedział Tomasz Milanowski - cykl ten zamierza kontynuować, a pokazane prace są dopiero początkiem tej drogi. Wpływ na wybór tej tematyki miała wizyta Tomasza w paryskiej Oranżerii, gdzie na nowo odkrył Claude'a Moneta - artystę, który nie był mu obojętny od czasów dzieciństwa. Pozostaje nam czekać na nowe prace Tomasza Milanowskiego i mieć nadzieję, że uda mu się odnaleźć nowe formy dla tego tematu.
Powrót

